Swego czasu normą było, że miasta dysponowały siecią kilku lub nawet kilkunastu odrębnych kotłowni. Każda z nich odpowiadała za dostarczenie ciepła do określonej liczby budynków. Do pewnego momentu model ten był opłacalny, jednak realia rynkowe zweryfikowały tą kwestię.
Stopniowo lokalne kotłownie zaczęto wygaszać, a instalację zintegrowano z infrastrukturą firmy świadczącej usługi na rzecz całej populacji danego miasta. Nie da się jednak ukryć, że opcja ta miała spore walory. Być może dlatego nowocześnie zarządzane spółdzielnie mieszkaniowe, a zwłaszcza wspólnoty rozglądają się za możliwościami powrotu do tego systemu.
Daje on bowiem spore szanse na wymierne oszczędności. Jeśli dany podmiot ma własną kotłownię, dysponuje swobodą w zakresie wyboru dostawców paliwa, a także zapewnienia stałego serwisu technicznego. Prywatna wspólnota nie musi oglądać się na przetargi, ale po prostu korzysta z tej opcji, która najbardziej się opłaca.
Gwarantuje to przejrzyste zasady rozliczeń, a co za tym idzie – zwykle niższe rachunki. Nie ma oczywiście gwarancji, że w takim układzie zawsze zapłacimy mniej, ale jest to wielce prawdopodobne. Rzecz jasna mieszkańcy będą musieli złożyć się w rachunkach także na bieżącą obsługę oraz konserwację instalacji.
Większa niezależność w sferze ogrzewania generalnie zawsze się opłaca. Szersze pole samostanowienia przypisuje odpowiedzialność do konkretnych osób i pozwala je na bieżąco rozliczać z efektów. Jedynie wówczas, gdy obowiązuje zasada „płacę, więc wymagam” mówić można o wysokim standardzie.